Marcin Rosa

"Mieszkam w domu z własnym ogrodem, gdzie mam sześć arów trawy, która wymaga koszenia. Jestem w stanie skosić ją w dwie godziny. I to kosiarką bez napędu. Kiedyś rozkładałem taką pracę na dwa dni, potem na jeden dzień. A teraz robię to w dwie godziny."

Normalne funkcjonowanie to znaczy wejść na czwarte piętro i zejść

Marcin Rosa, 42 lata, choruje na ciężką astmę, która bardzo osłabiła wydolność oddechową i odbierała siły. Dzisiaj jak sam mówi, nad swoją kondycją trzeba popracować. Pływa i jeździ na rowerze. „Nawet jak muszę sobie zrobić chwilę przerwy, to daję radę przejechać więcej” – podkreśla.

Jak zaczęła się choroba?

Pierwsze objawy pojawiły się około 17, 18 lat temu. Miałem bardzo słabą wydolność płuc, coraz gorzej mi się oddychało, zaczęło mi rzęzić w płucach, nie miałem siły, traciłem oddech. Mieszkaliśmy wtedy na czwartym piętrze bez windy, było mi coraz ciężej wchodzić po schodach na górę.

Ten stan pogarszał się z czasem i pamiętam, że jak byłem na studiach magisterskich, zrobiłem sobie testy alergiczne. Wyszło z nich, że mam uczulenie na byliny. 

Leczył się Pan w jakiś sposób?

Lekarz rodzinny próbował mnie leczyć, ale stan się nie poprawiał. W związku z tymi objawami oddechowymi pojawiło się podejrzenie astmy. Brałem leki wziewne, ale to niewiele pomagało.

W końcu trafiłem na oddział Szpitala Kolejowego w Lublinie na dokładne badania. Miałem wtedy wykonaną diagnostykę, dostawałem różne leki do inhalacji i wziewne, żeby sprawdzić, jak organizm na nie zareaguje. Lekarze stwierdzili, że choruję na ciężką astmę.

Tak trafiłem do poradni przy Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.

Ponieważ jednak opieka ograniczała się do wypisywania kolejnych recept na leki, wróciłem do Lublina, tym razem pod opiekę poradni pulmonologicznej w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Lublinie przy ul. Jaczewskiego.

Tam wykonano mi kolejne badania diagnostyczne, w tym RTG klatki piersiowej, tomografię komputerową. Przy każdej wizycie miałem wykonaną spirometrię i gazometrię.

Ponieważ mam astmę o podłożu eozynofilowym, po półtora roku leczenia lekarz prowadząca zaproponowała mi leczenie biologiczne, do której zostałem zakwalifikowany.

Jak leczenie biologiczne wpływa na Pana jakość życia?

To wcześniejsze leczenie niewiele pomagało. Dla mnie normalne funkcjonowanie oznaczało wejść na czwarte piętro i zejść. A to szło bardzo opornie, gdy mieszkałem na czwartym piętrze.

Teraz widzę, że jest trochę lepiej, mój stan ogólny poprawił się. Nie mam już takich dokuczliwych dolegliwości, które pojawiały się wraz z okresem jesienno-zimowym. Było to związane z zanieczyszczeniem powietrza w wyniku ogrzewania domów.

Pracuję zawodowo i staram się być aktywny fizycznie. Myślę, że poza braniem leków, na stan swojego zdrowia trzeba „zapracować”. Pływam na basenie i jeżdżę rowerem. Na początku było trudno, ale z czasem miałem coraz większą wydolność płuc. Nawet gdy muszę zrobić sobie chwilę przerwy, to daję radę przejechać więcej. Trzeba nad kondycją pracować.

Poza tym teraz mieszkam w domu z własnym ogrodem, gdzie mam sześć arów trawy, która wymaga koszenia. Jestem w stanie skosić ją w dwie godziny. I to kosiarką bez napędu. Kiedyś rozkładałem taką pracę na dwa dni, potem na jeden dzień. A teraz robię to w dwie godziny.